Poświęcenie
Rozdział pierwszy
Żałoba
Ma najdroższa Mistrio,
Nie wiem co bez ciebie poczyniam. W moim życiu pojawił się chaos wraz z pustką, które to hasają w moim świecie jak dzieci pierwszy raz spotykające się po długiej rozłomce. Przez tą piekielną wojnę z Ursielem i jego zgrają, nic nie jest tak jak kiedyś, mimo wygranej nikt nie czuje podium pod swoimi stopami. Straty jakie odnieśliśmy nie mogą się równać z utratą po największej katastrofie lub nawet końcu świata śmiertelników, która przez kilka lat utrzymywała się przez przeklętego zdrajcę, jako horror nie do opisania, nawet z moich słów. Dzięki twojej odwadze to się skończyło, poświęcenie które dało nadzieje Ziemi nie będzie zapomniane, tak jak ja nigdy nie zapomnę naszych wspólnych chwil i twojego promiennego uśmiechu nawet po śmierci. Pradawny został wyklęty ponowie, nic nam nie grozi lecz wiem, że to nie wystarcz. Gdybym mógł poszedł bym razem z tobą w tą otchłań albo nawet poszedł za ciebie, byle tylko wiedzieć, że nic ci nie grozi i możesz żyć tak jak zawsze tego chciałaś.
Twój zawsze wierny Tyr
Pierwszy raz gdy to czytałam, miałam łzy w oczach, wiedziałam oczywiście, że mój ukochany miał kogoś przede mną, wiele stuleci temu, lecz nie sądziłam jaka silna więź była i nadal istnieje między nimi. Teraz rzadziej o niej mówi albo w ogóle jej nie wspomina, lecz ona nadal zamieszkuje jego serce jak i myśli.
Nie jestem zazdrosna rzecz jasna, raczej zatroskana. Wiele czasu po utracie miłości minęło nim Tyr wyszedł ze swojego pałacu, a nawet po wyjściu na nasz świat był nieobecny. Poznałam go stosunkowo niedawno gdy wszyscy zaczęli próbować go rozweselić, ale to przy mnie czuł się najswobodniej, to przymnie zaczął się znów śmiać i powoli żyć, lecz nadal był w nim smutek i żałoba. Co noc widziałam jak wychodzi popatrzeć na nocne niebo, pełne gwiazd świecących dla niego, światłem nadziei i nowego świata. Nie wiem czy wie, że go obserwuje, ale nie sądzę by miał z tym problem.
Jedyne co mi przeszkadza to to jak bardzo czasem się od wszystkich oddala, nawet ja nie mogę być przy nim zbyt długo bo zacznie uciekać po kryjomu, czasem nawet znika na parę dni do świata ludzi byle by tylko móc na własne oczy zobaczyć dzieło swojej byłem miłości.
Pewnego razy kiedy tak zniknął, postanowiłam też gdzieś się udać. Do innego świata gdzie ponoć stoczyła się ostatnia bitwa i sam Ursiel został zabity. Droga tam była wyboista, mimo bezpośredniego graniczenia z naszym światem, problem był w zakłóceniach po śmierci tak wielu potężnych istot, moc która utrzymywała tamten świat zmieniła się lekko w sposób jaki dziwi każdego, dlatego uważa się to miejsce za przeklęte i spaczone. Może i wierze w te bajeczki ale i tak się tam udaje w końcu kto nie chciałby zobaczyć miejsca wygranej bitwy.
Tak jak przypuszczałam droga jest inna od reszty, trudniejsza. Wcześniej byłam w innych światach, drogi tam były proste, tunele przez, które się przechodziło były wieczne wirujące, różnobarwne i wprost piękne. Jednak droga do Eternu była dziwna, nie umiem to lepiej wyjaśnić, wir, który zazwyczaj kręci się w prawą stronę, wiruje w lewą, bardzo ale to bardzo powoli z dziwnymi przeskokami. Kolory zależne od światów, które rozświetlały drogę, wyblakły, straciły piękne promienie, wszystko co zostało to szarość wraz z czernią, która to nadawała chłód i niepokój. Najgorszy był ten dźwięk, nie umiem go nawet powtórzyć w głowie, nie mogę go sobie dokładnie przypomnieć, jedyne co wiem, to że był jak odległe uderzenia, głośne i basowe przechodzące przez całe ciało, jak bicie olbrzymiego serca które nadawało swój własny rytm mojemu sercu.
Nie mogłam jednak zawrócić w tunelu, to niemożliwe. Więc szłam dalej po dziwnych skrętach i wznosach tak jakby sam świat opierał się przed wstąpieniem do niego. I ten dźwięk. Minęło kilka minut wędrówki i w końcu dotarłam na miejsce, zmęczona i dziwnie obolała, czasem się zdarza, takie podróże wyczerpują jednak ta miałam wrażenie, że nie tylko mnie zmęczyła, lecz zostawiła we mnie jakiś ślad. Przynajmniej już nie słyszę tego dźwięku
Gdy oczy przyzwyczaiły się do tego świata pożałowałam tej podróży. Byłam na wzgórzu, przy wielkiej dwudziestometrowej bramie która służy do przejść, jednak ta była mocno zniszczona, jednak nie przez walkę lecz przez czas, który najwyraźniej inaczej tu płynie, gdzieniegdzie widziałam czarne plamy jakiegoś dziwnego mchy który porastał dziury i niektóre krawędzie.
Widok pola bitwy był kolosalny, sięgał aż do trzech różnych horyzontów jako względnie płaski terem, względnie, ponieważ wszędzie leżały ciała wojowników którzy ponieśli klęskę w walce o przetrwanie. Sam widok mi podpowiadał, że jakkolwiek ta walka wyglądała nikt nie miał szans z niej uciec żywy. Śmierć miała najwyraźniej historyczne żniwa.
Chciałam wracać jak najszybciej do swojego świata lecz to nie było możliwe. Brama nie dość że była bardzo zniszczona, to jeszcze przeładowana dziwną energią przez która tu się znalazłam. Musiałam czekać. Nie wiem ile to zajmie godziny, dni, tygodnie może nawet lata. Nie znałam się zbyt dobrze na bramach szczególnie tak starych i zapomnianych. Jedynie co mi pozostało to czekać na tym szczycie, którego balkon miał widoki na zapomniane horrory wojny.
Słońce, które tu świeciło i rzucało czerwony blask powoli zachodziło i gdy tylko dotknęło horyzontu na przeciwko mnie znów usłyszałam ten przeklęty dźwięk.
Rozdział Drugi
Wiedza
Droga Mistrio
Tak jak zapewne byś chciała, zacząłem wychodzić ze swojego domu, nie wiem jak długo w nim siedziałem lecz widzę teraz nowe twarze, wcześniej mi nieznane. Gdy przechadzałem się po naszym dawnym mieście, czułem na sobie wzrok wszystkich. Czułem skrępowanie, wstyd, wyobcowanie a wszystko dla tego, że nie mogłem ciebie powstrzymać przed tą potęgą.
Moje spacery maja ciągle taką samą trasę, przez mniejsze uliczki do starego młynu, gdzie pierwszy raz wyznałem ci miłość. Pamiętam ten dzień doskonale, ciepła letnia noc oraz gwiazdy, które ty dla mnie rozświetlałaś. Nadal je widzę, widzę też ciebie ubraną w piękną białą suknię w białe roże. Oczy połyskujące w nadzieję, radość i troskę. Twoje delikatne czerwone usta w uśmiechu, przy którym nie dało się go nie odwzajemnić. Twoją jedwabistą i gładką skórę, która w dotyku nie równała się z niczym, nawet z samą wełną Dioleta uznawaną za najmilszą w dotyku rzecz. Nasze wyprawy do światów obcych były dla mnie niczym bycie wolnym od trosk, zawsze byłaś dla wszystkich miła, uprzejma w szczególności dla ludzi.
Postanowiłem udawać się tam by tak jak ty być dla nich ostoją bezpieczeństwa i pomocy, szczególnie po tej katastrofie. Będę im pomagać bezinteresownie by dalej utrzymywać twoje dziedzictwo, bo w końcu zrozumiałem dlaczego to robiłaś. Ludzie mimo wad są lepsi od nas, mają więcej swobody oraz żyją krócej, ciężej co przeradza się w pewną ich mądrość i silną wolę życia. Chcę być taki, jaki zawsze w twoich oczach byłem, chce byś była ze mnie dumna, ale najbardziej chce być przy tobie.
Twój na zawsze Tyr
Nie wiem jak, ale nagle byłam na dole góry, daleko od niej, ledwo widziałam bramę z tej odległości. Chodziłam po kościach i starych pancerzach upadłych wojowników. Byłam oszołomiona, pamiętam ze coś chyba usłyszałam.
Na dole skala strat wydawała się nieskończona, teraz dopiero widziałam, że nie ma wcale przerwy pomiędzy trupami poległych, nie widać ani skrawka ziemi, jedynie co widać i co przypomina choć trochę piach jest pokryte kurzem i popiółem. Zbroje leżące wszędzie straciły jakikolwiek blask, widać w nich wgniecenia oraz plamy zaschniętej krwi umazanej błotem. Jest na nich dziwna rdza wydaje się lepka i wieczna. Kości przylegające do zbrój lub leżące luźno na nich idealnie nadaje poczucie rzezi jaka miała tu miejsce. Czułam smród śmierci, gęsty i intensywny jak przegniłe mięso, który był teraz wszechobecny, czułam jak zostaje na moich ubraniach, i miałam przekonanie, że jedynie spalenie ich pozbędzie się tego smrodu.
Idąc już w stronę góry, miałam wrażenie powolności mimo mojego szybkiego tempa kroku po ciałach, góra ani trochę nie przybliżała się, może źle oceniłam odległość między mną a nią. Jednak jak ja mogłam tak daleko się znaleźć? Mimo wszystko starałam się o tym nie myśleć słońce było nade mną i czułam jakby jego wzrok chłodny i cierpliwy, spoglądał na mnie, czerwone promienie nie nadawały dobrego klimatu na takie wyprawy.
Minęła może godzina, trudno stwierdzić bo słońce ani trochę się nie poruszyło, góra jest nadal daleko a nawet może jeszcze dalej niż była. Byłam już zmęczona bardzo zmęczona. Nogi bolały mnie już od tego nie równego podłoża, od czasu do czasu zaklinowałam się pomiędzy ciałami. Wtem podłoże się wyrównało, a polegli jakby zatrzymali się w pewnym momencie i zrobili wielki okrąg.
Ziemia tu była jak czysta skała, do tego krystaliczna jakby coś o dużej energii ją przepaliło. Ciemna oraz zimna aż czułam ją na swoich stopach mimo iż miałam grube podeszwy od butów. Na środku okręgu była ogromna dziura, prowadząca do wnętrza tego świata. Mrok który tam był wydawał się wylewać, jak mgła przewijała się po podłodze aż pod moje nogi.
Z wnętrza dziury wynurzyło się jeszcze coś, a raczej ktoś. Postać stała już na twardym gruncie, była wysoka na ponad dwa metry, szaty stare i zniszczone jakby również tworzyły i wylewały tą czarną mgłę, twarz miał pobrudzoną, lecz można było w nim zobaczyć czyste piękno, jego włosy najwyraźniej niegdyś blond, stały się szare a gdzieniegdzie czarne. Rysy miał typowo boskie lecz przepełnione czymś o wiele więcej, czymś co nawet Syreny mogły mu pozazdrościć. Oczy były niebieskie wręcz lazurowe, świeciły wystarczająco jasno by wiedzieć, że był istotą wyższą. Wyraz jego twarzy, oczu i ust był wręcz niewiarygodnie spokojny, wyrozumiały i przyjemny, lecz kryło się w nim coś innego, bardzo niebezpiecznego i wrogiego wręcz złowieszczego, zdałam sobie sprawę, że stoję naprzeciwko właśnie tego kto zabijał wymiary swoją mocą, stałam naprzeciwko samego Ursiela.
Chciałam uciec, lecz nie mogłam się ruszyć, nawet oderwać stóp od ziemi, coś mnie trzymało pod tym mrokiem najwyraźniej mnie oplatał a ja nie zdawałam sobie z tego sprawy.
- Nie bój się dziecko, nie pozwolę ciebie skrzywdzić.
Głos Upadłego zabrzmiał głośno aż za głośno, nie wydobywał się znikąd, pochodził z mojej głowy, był nadzwyczaj spokojny tak samo jak jego sama postawa wzbudzał ukryta grozę.
- Wiem kim jesteś, i wiem, że mnie poznajesz, nie zrobię ci krzywdy masz moje słowo
Nadal nie mogłam się ruszyć ani nic powiedzieć, bałam się.
- Coś ciebie dręczy, wręcz zadaje ci ogromny ból, który ja również czuje me drogie dziecko. Kochasz kogoś kto cierpi, bardzo cierpi. Z powodu straty mu najbliższej osoby, Ja sam znam ten ból straciłem wielu moich umiłowanych.
Coś w jego głosie zabrzmiało jakby autentyczny ból i rozpacz, teraz dopiero zauważyłam że jego twarz spowija także ogromny smutek, wydawał się jak zagubiony.
- Niestety moich miłości nie da się przywrócić do życia. Dlatego nie chcę by inni też tyle czasu tęsknili za utraconymi, to uczucie które nie powinien nikt czuć, pragnę jedynie pomóc twojemu ukochanemu znów zobaczyć się z jego ukochaną, pragnę spełnić twoje marzenie lecz nie mogę opuścić tego miejsca. Jestem do niego przywiązany, mam odczuć to co zrobiłem, sam nadałem sobie tą karę w chwili w której poczułem, że źle postąpiłem, tkwię tu całkiem sam pośród martwych, taki sam.
Szczerość z jego ust sprawiła, że przestałam się go bać, był tylko istotą, która zbłądziła, ale pod koniec zrozumiała swój błąd. Chciał mi pomóc, chciał pomóc osobie która go powstrzymała, najwyraźniej po tylu latach naprawdę, zrozumiał swój błąd.
Nic dalej nie mówiąc wyciągnął do mnie rękę, wtedy zauważyłam, niegdyś przepiękną, czysta i jasna zbroję lecz teraz jest pokryta całkowicie tym czarnym mchem, który również porasta bramę.
Chwyciłam jego rękę i nagle wszystko zniknęło, ale pojawił się dźwięk o wiele głośniejszy i upiorny niż przedtem poczułam strach, zrozumiałam co zrobiłam, nie powinnam tu przychodzić, nie powinnam w ogóle wierzyć Ursielowi, czułam że coś jest nie tak, coś innego mieszało mi w głowie coś co……
Rozdział trzeci
Podróż
Mistrio
Minęło już tyle czasu odkąd ostatni raz trzymałem cię za rękę, tyle czasu gdy ostatni raz usłyszałem twój głos oraz śmiech. Nadal dręczą mnie koszmary tamtej nocy, lecz odkąd pomagam ludziom i wychodzę na spacery by dostrzec twoje dzieło. coraz bardziej czuje, że nie opuściłaś tego miejsca całkowicie, pilnujesz by kolejne zło nie dostało się już nigdzie do naszych wymiarów. Jesteśmy ci za to wdzięczni.
Moi starzy przyjaciele, powitali mnie z współczuciem i zrozumieniem, przyjęli mnie choć sam siebie odrzucałem przez tyle wieków. Zmienili się tak jak ja i wydają się szczęśliwsi, przynajmniej gdy przebywamy wszyscy razem. Czuję jednak że dręczą ich także dni dawnej wojny, nadal wyraźnie i bolesne.
Nowe pokolenie za to przypomina dawnych nas beztroskich, radosnych, wrażliwych. Są nieświadomi tego co się działo lecz to dobrze, przynajmniej nie żyją w strachu jak my. Mówi się im tylko o wojnie i o twoim poświęceniu, by brali z ciebie przykład i mieli na przestrodze kogoś takiego jak ten pieprzony Ursiel.
Życie toczy się dalej mimo wszystko, moje utknięcie w przeszłości i żałoba, było dla mnie szkodliwe, mimo że nadal czuję ból, wolę z nim żyć niż pozwalać by to on mną rządził. W końcu zrozumiałem twoje słowa, by nie zważać na przeszkody, lecz na sposób ich przejścia.
Nigdy ciebie nie zapomnę moja droga. Lecz postanawiam żyć tak jak ty tego chciałaś dla mnie.
Twój jedyny Tyr
Moja wyprawa była zbyt długa jak na mój gust. Szczególnie na takie dziwne tereny. Byłam zmęczona równie fizycznie jak i psychicznie, potrzebowałam snu.
Gdy się już kładłam, zauważyłam, że Tyra jeszcze nie ma, pewnie jeszcze gdzieś wędruje by choć trochę znieczulić swój ból. Oraz nie pamiętam jak tu wróciłam. Pewnie byłam bardzo zmęczona, mniejsza z tym. Żal mi go nadal tyle w sobie nosi. Chciałam mu pomóc i to bardzo.
Nagle do głowy przyszedł mi pomysł, jakiś wędrownik powiedział, że jest na to sposób, wystarczy udać się do Nikąd, i tam znajdę rozwiązanie. Na razie jednak muszę zasnąć moja głowa wręcz wybucha od natłoku dziwnych myśli.
Obudziłam się zlana zimnym potem, oraz sercem walącym jak dzwon. Jednak umysł miałam nadzwyczaj spokojny. Najwyraźniej zmęczyłam się wczoraj bardziej niż myślałam. Umyłam się i przebrałam w coś wygodnego, spakowałam to co mi będzie potrzebne i wyruszyłam w drogę.
Musiałam iść przez część wioski. Wszyscy dziwnie się na mnie patrzyli jakby ze strachem. A ja miałam wrażenie dziwnej złości wobec nich. Jakby mi coś zrobili.
W każdym bądź razie, droga do Nikąd jest trochę inna od reszty dróg wymiarowych, jest starsza i pierwotna. Droga wiedzie przez pewną ukrytą jaskinie po drugiej stronie szczytu Kadath góry wszystkich światów, która jest drogowskazem do naszego świata. Góra ta jest uważana za świętą i ukrywającą moc pierwszych światów jakie powstały, moc samego stworzenia. Co oznacza, że z tego miejsca można znaleźć się wszędzie, ale także nigdzie.
Okrążenie Kadath zajęło mi więcej niż myślałam ale zdążyłam przed zmrokiem. Wejście do jaskini było małe prawie niezauważalne, nie wyróżniało się niczym, gdybym nie wiedziała gdzie jest nie znalazłam bym go. W sumie skąd ja wiedziałam gdzie jest.
Żeby tam wejść musiałam najpierw wrzucić tam moją torbę podróżna i dopiero potem tam wpełzać. Wnętrze jaskini było ciemne, nawet blask mojego medalionu z blaskiem księżyca w pełni mało co rozświetlał. Droga w głąb prowadziła przez naturalnie powstałe schody po ulewach. Na szczęście nie były śliskie, ani zbytnio strome. Ściany były nierównoległe oraz wilgotne a z sufity zwisały stalaktyty które to były długie na metr i szerokie na co najmniej mój nadgarstek. Dalsza droga w dół nie była inna, jedynie ciągła odmienność tego korytarzu wprawiała w zachwyt, wcześniej nigdy nie byłam w jaskiniach więc podziwiałam i piękno z każdym krokiem.
Po naprawdę długim schodzeniu w dół droga stała się prosta, nie licząc dalszych zakrętów. Koło mnie pojawił się strumyk wody płynący w głąb dalszego przejścia. Ściany stały się prostsze a sufit bardziej szpiczasty. Kilka zakrętów dalej znalazłam pierwsze rysunki i znaki które nie potrafiłam rozpoznać. Pierwszy przedstawiał istoty najwyraźniej naszych przodków, cieszących się z życia i pomagających sobie zbudować dla siebie dom. Kolejny trochę dalej, pokazywał zaznajomnienie innych światów i najwyraźniej zawarcie z nimi sojuszy. Dalszy rysunek pokazywał kogoś najwyraźniej ważnego lub potężnego który stał nad innymi a za jego plecami była chmura lub coś takiego również jakby chciała go złapać mackami. Następny przedstawiał tą samą istotę jak kieruje swoją moc na ziemię która to zostaje pochłonięta przez mrok. Dalej była walka i śmierć istoty która rządziła mrokiem. Potem kobieta która zapieczętowała samą sobą wrota z których ten mrok przybył, pochłonął ją również ale to był jego ostatni raz.
Zdałam sobie teraz sprawę, że to historia, która zmieniła życie mojego ukochanego. Jednak te rysunki wydawały się być tu od zawsze, jakby były tu na długo przed tymi wydarzeniami. Kolejny sprawił, że zdałam sobie sprawę gdzie ja jestem i co mnie tu sprowadziło a raczej kto. Rysunek przedstawiał, pole martwych ciał po środku których była kobieta a naprzeciw niej ta istota jednak nie była nią, do jego pleców był przywarty mrok wychodzący z dziury. To starzyło się wczoraj.
Wpadłam w panikę, zostałam przeklęta przez ten mrok dałam mu się tu zabrać wykorzystał mnie, lecz nie wiem dlaczego, nie wiem gdzie ja jestem, wokół mnie jest chłodno naprawdę chłodno. Cisza przeszywa mnie aż do kości strumyk nie wydaje żadnych dźwięków tak jak moje serce czy oddech. Lecz nagle kolejne uderzenie tego dźwięku. Wyraźniejsze i głębsze niż kiedykolwiek wcześniej, wydawało się blisko za blisko. Krzyczałam lecz żaden odgłos nie wydobył się z mojej krtani. Skuliłam się zamknęłam oczy i zasłoniłam uszu, pragnęłam by to się już skończyło, chciałam już być w domu razem z Tyrem, żeby było tak jak przedtem, byle by to się nie wydarzyło.
Nagle wszystko ucichło. Znów słyszałam swój oddech oraz bijące mocno serce. Otworzyłam oczy i byłam zupełnie gdzieś indziej. Nadal w jaskini ale innej. Bardziej nienaturalnej. Podłoga była czarna i gładka, ściany i sufit miały wzory w dziwne geometryczne symbole, które nawet nie jestem w stanie opisać. Drogi za mną nie było tylko ściana, jedyny kierunek który mogłam obrać to do przodu, w głąb tunelu gdzie prawdopodobnie czeka mnie zapłata za moja ciekawość.
Czas tu się dłuży, wszystko wygląda tak samo każdy drobny skręt, każda ściana. Aż nagle wyszłam z tej drogi i znalazłam się w przeogromnym pomieszczeniu. Naprzeciwko mnie wyrósł jakby ołtarz ofiarny, cały jakby z szarego ciężkiego kamienia, jednak widziałam na nim krew, mnóstwo krwi która została na nim przelana. Tuż obok mnie nagle też był strumyk jednak teraz płynęła w nim ciemnoczerwona ciecz, gęsta i smolista. Było ich więcej z siedem wypływające z różnych stron od tego stołu
Ściany w tym pomieszczeniu zniknęły, stół i wszystko otaczał nieskończony mrok z którego miałam wrażenie że coś się na mnie patrzy. Nie myliłam się. Wokół stołu z strumyków wyłoniły się postacie, o szatach czarnych lecz obklejonych tą cieczą, oraz pustych kapturach jakby w wnętrzach szat nie było nikogo.
Coś prowadziło moje nogi do tego ołtarza, znów nie mogłam krzyczeć ani nic mówić. Oni się tylko patrzyli swoją przerażającą pustką. Gdy patrzyłam w tą pustkę chyba słyszałam głosy a raczej szepty w języku bardzo gardłowym, jakby pozbawione emocji dźwięki lub jakaś pieśń.
Leżałam już na tym stole jakby bez żadnego oporu się na nim położyłam, nie wiedziałam co sią ze mną dzieje. Z przerażenie nie mogłam już myśleć, mrok mnie otaczał, pochłaniał, nie mogłam mu uciec nawet wykazać żadnej woli walki czy ucieczki. Mogłam czekać jedynie na koniec tego wszystkiego. Widziałam, że ktoś do mnie podchodzi a raczej coś. Nie miało na sobie szat, było mocno zdeformowane, zwęglone czarne ciało chodzące jak coś co miało skręcone każdą kończynę oraz ścięgno czy też kość. Ale to było przymnie. Jego twarz była najgorsza. Niemiał nosa ani oczy zamiast tego pustka z której wylewał się ten dym. Usta i zęby miał przyszyte, nie mógł nimi ruszać ale jednak widziałam że coś mówi.
Z prędkością której się nie spodziewałam chwycił mnie za serce i je wyrwał. Po czym oddalił się, a razem nim pozostali.
Zostałam sama, ta operacja nic mnie nie bolała jednak czułam się śpiąca wręcz odprężona. Gdy spojrzałam się w górę dostrzegłam ogromny wir, w którym to było mnóstwo ciał wyginających się w wiecznej agonii, a zarazem w ekstazie, były nagie poranione i połączone ze sobą w jedność. Wtedy pośrodku zobaczyłam ją, Mistrię, żonę mojego ukochanego szła w moim kierunku, czułam się spełniona na tyle by nie usłyszeć dźwięku, który cały czas słyszałam. Jednak to już było nie ważne, spełniłam swoje zadanie. Oni znów będą razem. A dla mnie po zastało już tylko zjednoczyć się i zapaść w mrok.
Epilog
Cena
Mistrio
W moim życiu pojawił się ktoś nowy, jest miła i próbuje mnie pocieszać tak jak ty kiedyś to robiłaś. Z początku myślałem, że po prostu jest taka dla każdego jednak widziałem w jej oczach błyski takie jakie niegdyś ty miałaś. Brakowało mi tego uczucia. Nie może mi zastąpić ciebie i nawet tego od niej nie oczekuje.
Czasem dostrzegam jak się martwi o mnie z powodu utraty ciebie, jednak te moje czasem zmartwienia mogą być tylko kwestią przyzwyczajenia się do takich rzeczy, nadal spoglądam w gwiazdy nocą jednak nie z żalu do siebie, lecz z nostalgii. Miło czasem myśleć że spoglądasz na mnie i widzisz jak dobrzeje. Jestem już szczęśliwy wróciłem w pełni do życia.
Wszystko jest jak należy i nic tego nie zmieni.
Twój Tyr
Po mojej podróży na ziemie gdzie pomogłem pewnym ludziom z problemem wojny, wróciłem do siebie. W mieście zastałem przyjaciół, którzy gdy tylko mnie zobaczyli podbiegli do mnie.
Mówili mi o mojej nowej żonie, widzieli ją jak zmierza w stronę Kadath, dziwnie blada i chora. Niebyło jej już dwa dni. A wszelkie poszukiwania jej zawiodły. Zmartwiłem się, lecz powiedziałem im, że pewnie poszła tam po zioła i nie chce nikogo zarazić nawet u mnie w pałacu. Poszedłem więc z powrotem do domu. Jednak nie spodziewałem się tam tego co zobaczyłem.
Zobaczyłem Mistrię we własnej osobie. Była taka jaką ją zapamiętałem, piękna młoda o jasnych oczach, jednak coś mi w niej nie pasowało. Jej postawa była inna, jej wyraz twarzy, jej wzrok był zimniejszy.
To nie jest Mistria, to nie miało prawa nią być, ona poświęciła się i zginęła dawno temu, zginęła by to coś co teraz stoi przede mną już nigdy nie zobaczyło tego świata.
A jednak to tu jest.
Pandoro, coś ty uczyniła.
Z detykacją dla cudownej Maji, która dała mi pomysł na to opowiadanie
Dodaj komentarz